Miejski Ośrodek Kultury „Centrum” im. A. Mickiewicza wydał nową książkę, autorstwa Jerzego A. Maciążka. Książka wyjątkowa, bo ukazuje historię Zawiercia od zupełnie nieznanej strony. Warto przeczytać, o czym traktuje „Pitaval zawierciański”, w tekście poniżej. Książka jest już dostępna w kasie MOK „Centrum” (czynnej od poniedziałku do piątku w godz. 8:00-16:00), w cenie 35 zł – miękka oprawa, 40 zł – twarda oprawa. Dostępna będzie także w formie wysyłki. W razie pytań, prosimy o kontakt mailowy lub w naszych social mediach.

Rzecz zaczyna się w 1823 roku od wzmianki o mieszkańcu gminy Blanowice obwinionym o defraudację. I dalej, przez 400 stron, aż do sierpnia 1939 roku śledzimy „ciemne strony” mieszkańców Zawiercia, od zwykłych, pijackich wybryków po brutalne zbrodnie. Czasem zagości uśmiech na naszych twarzach; czasem będziemy wstrząśnięci okrucieństwem sprawców.

Jest to już druga pozycja Jerzego A. Maciążka, którą opublikował w ciągu ostatnich 3 lat w ramach „Biblioteki Zawiercia” w serii „Historia”. W 2017 MOK „Centrum” wydał „Historyczne varia z Blanowic”, pierwszą, obszerną monografię tej historycznej miejscowości, obecnie dzielnicy Zawiercia. Maciążek jest historykiem nie tylko z wykształcenia – to dałoby mu warsztat naukowy. Jest zakochany w historii szczególnie Małych Ojczyzn, a to daje mu pasję eksploatatora archiwów, co przynosi niezwykłe efekty. Tak bowiem w opisie dziejów Blanowic, jak i w „Pitavalu...” mamy fascynującą podróż w przeszłość, po ulicach, po miejscach, które dziś zmieniły wygląd, a ongiś mieniły się całą paletą ludzkich losów, czasem bardzo dramatycznych. Dla regionalistów te pozycje książkowe są bardzo bogatym źródłem odniesień przez precyzyjnie przygotowaną bibliografię. Dla czytelników bez owego naukowego zacięcia są lekturą na każdą porę i w dawce, jaką chcemy.

To odnosi się szczególnie do „Pitavala...”, obejmującego ponad 100 lat losów zawiercian – można z 1823 roku, po przerzuceniu kilkunastu, czy kilkuset stron, przenieść się w czasy przed II wojną światową. I znów można cofnąć się. „Pitaval...” czyta się (i ogląda, bo bogato jest ilustrowany starymi rycinami) jak stary, rodzinny album. Tyle że na jego kartach rysuje się ciemny, niepokojący, ba, czasem wstydliwy obraz naszych przodków. I tu trzeba uprzedzić czytelników, że nazwiska przytoczone w kilku tysiącach notatek prasowych, protokołach policyjnych i sądowych, dotyczących przestępczych zachowań dawnych zawiercian, to... nazwiska, jakie znamy, to nazwiska naszych rodzin, przyjaciół, znajomych. „Za grzechy przodków nie odpowiadamy” - takie mogłoby być także motto książki Maciążka. Ale poczytać, pomyśleć o kimś nazywającym się, jak my? Warto...

Książka Jerzego A. Maciążka, pomijając jej sensacyjną warstwę, ma jeszcze jeden wielki walor.

Pokazuje, jakim przemianom obyczajowym, jaki modom nawet, poddani byli mieszkańcy Ziemi Zawierciańskiej od czasów zaborów w XIX wieku po 1939 rok. To – szczególnie dla osób wyczulonych na polszczyznę – również rzadka okazja, by w jednym, zwartym tomie, śledzić losy już nie przestępców, bandytów, złodziei, oszustów, lecz także ewolucję języka, jaki opisywano „wyczyny” owych osobników. Może śmieszyć notatka o kradzieży cukru ze sklepu kolonialnego. Przecież dziś kradnie się miliardy... Takie czasy. A Maciążek pokazał, że „tempora mutantur”, choć bezpiecznie zatrzymał się na roku 1939. Panie Jerzy, czyżbyśmy stali się aniołami? Czekamy na pańską kolejną książkę, współczesną. Swe kryminalne zagadki ma Los Angeles, ma New York. A Zawiercie...?

A.B.